Zapraszamy do zapoznania się z refleksjami powarsztatowymi dwóch uczestniczek zajęć.
W pracowni Drogi Ikony w I semestrze 2014/2015 odbyły się sobotnie warsztaty z ikoną św. Judy. Prowadząca warsztaty Urszula Klimowicz pokierowała nami z iście matczyną czułością. Na każde zajęcia Ula przygotowywała nam „czytanki” o św. Judzie, dzięki czemu nie tylko obraz ale i słowo było obecne w naszych kontemplacjach. Kształciliśmy dłonie w sztuce malowania a lektury przemieniały nasze oczy i serca by lepiej zrozumieć naukę świadectwa świętego Judy Tadeusza. W relacji z Ulą dominuje olbrzymi szacunek dla indywidualności innych, ich własnej perspektywy, wyborów i decyzji. Z rodzicielską cierpliwością pozwala na popełnianie drobnych błędów (skoro taka nasza wola ) bo doskonale wie jak to potem ponaprawiać i udoskonalić. Ikonę można napisać samemu w domu bez warsztatów ale uczestnictwo w warsztatach i opieka Mistrza daje komfort eksperymentowania, można się odważyć zrobić coś inaczej korzystając z komfortu , że ktoś czuwa i pomoże jak zajdzie potrzeba. Nie bez znaczenia jest bogata wymiana doświadczeń z innymi ikonopisami. To doskonała nauka i o to właśnie chodzi w warsztatach.
Już z kilkutygodniowej perspektywy czasu widzę, że Św. Juda przeprowadził nas tą drogą ikonową po swojemu. Pierwsza nauka z serca płynąca to pokora „Ja jestem drugi bo On jest pierwszy”, Św. Juda trzyma wizerunek Chrystusa jak tarczę – zdaje się mówić „On jest moją siłą, wszystko jest przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”. Głowa lekko pochylona w ukłonie przed Pantokratorem. Kwintesencja apostołowania. Wiele rzeczy nie wychodziło nam tak jak chcieliśmy a jednak na koniec nawet nasze błędy i pomyłki nabierały sensu. Druga nauka to wytrwałość przyjętej drogi, choć na pewno było Mu trudno. Mylony był z swoim imiennikiem, zdrajcą Judaszem – musiały mu towarzyszyć pomówienia, niesłuszne oskarżenia i złe traktowanie, podejrzliwość nawet po wyjaśnieniu pomyłki. Nie poddał się, robił to co miał nakazane, to co uważał za słuszne. I trzecia nauka, ze spotkania z św. Judą Tadeuszem płynąca, to siła jaką daje Chrystus swoim apostołom. Teraz i ja patrzę na wizerunek św. Judy inaczej, już rozumiem dlaczego jest „od spraw beznadziejnych” – bo kto jak nie on jest mistrzem pokonywania przeciwności?
Św. Juda ukończony, zagościł u w domu i towarzyszy nam w codzienności, pisany był konkretnej intencji, bardzo trudnej i ważnej dla mnie. Patrzę na jego pochyloną rozświetloną głowę mędrca i korzystam z Tej siły, którą ma w sobie ten Apostoł. Wystarczy jedno spojrzenie by przypomnieć sobie o drodze pokory, wytrwałości i wiary. Obyśmy nie byli, jak pisze św. Juda w swoim liście jak „obłoki bez wody wiatrami unoszone…drzewa jesienne nie mające owocu, dwa razy uschłe, wykorzenione, rozhukane bałwany morskie,…gwiazdy zbłąkane, dla których nieprzeniknione ciemności na wieki przeznaczone”.
Pisałam ikonę jako modlitwę w intencji trudnej sprawy a dostałam silnego sprzymierzeńca w walce z chorobą naszych czasów acedią. Bo nigdy nie wiadomo dokąd nas droga zaprowadzi, prawda? (Iza)
* * *
Warsztaty na Drodze ikony były dla mnie bardzo mocnym przeżyciem. Nie mam dużego doświadczenia. Nie znam techniki pisania ikon (to była moja druga ikona). Teologię ikony poznaję dopiero od niedawna. Mimo tych słabości i tak dotkliwych braków jakie dawały o sobie znać, wydarzyło się na warsztatach coś wyjątkowego. Ikonę świętego Judy Tadeusza udało mi się napisać/namalować cudem. Miałam wrażenie, że to opieka Boża, która prowadzi wszystkich uczestników warsztatów nie pozwala mi się załamać (nie wychodziło), że to osobiste modlitwy każdego z uczestników i gorące pragnienia wielu serc, aby powstało coś dobrego i pięknego. To wszystko pomagało iść dalej pomimo trudności. Jestem przekonana, że trud wielu osób, które były w tej pracowni przede mną, osób, których nawet nie poznałam, ich modlitwy i wielka pracowitość, one to sprawiły, że pomimo tak ogromnych trudności udało mi się ikonę stworzyć. O własnych siłach z pewnością bym tego nie zrobiła.
Ikona jest wymagająca. Wymaga ogromnej precyzji, dyscypliny, sumienności, a także, i to przede wszystkim, duchowego przygotowania. Przyzwyczajona do malarstwa zachodniego, nazbyt swobodnego, dającego niemal nieograniczone możliwości, zderzyłam się z rzeczywistością surową, poważną, dostojną, która w pierwszym zetknięciu mocno mnie onieśmielała, a momentami nawet przerażała. Patrzyły na mnie oczy wielu świętych. Pilnowały przestrzeni sacrum. Dotykały mnie ich cnoty, ich święte życiorysy. Miałam wrażenie, że z każdego kąta patrzy uważnie święty i prowadzi mnie za rękę, jak małe dziecko, które za chwilę upadnie i się potłucze. Byłam naprawdę przerażona... W pewnym momencie zaczęłam płakać, bo oblicze świętego Judy Tadeusza wydawało mi się smutne, ciemne, pozbawione światła. Przemalowałam je i zaczęłam od nowa... Cudem udało się stworzyć nowe, dużo jaśniejsze i piękniejsze oblicze.
Takie momenty zwrotne, kiedy cała dusza drżała ze strachu, zdarzały się wielokrotnie. Duch Boży łamał mnie, pochylał nad ikoną, prowadził do miejsc, które trzeba mi było poznać i zachwycić się nimi. Sacrum jest obecne w ikonie. Jeśli nie pozwolimy, by ono zajaśniało, ikona nie będzie ikoną. Będzie obrazkiem, lecz nie ikoną. Sacrum jest przestrzenią, która sama określa warunki i dyktuje reguły. Trzeba się ugiąć przed ikoną, trzeba się nisko pochylić. Uznać własną słabość, własną niemoc, by iść dalej z pomocą Bożą. Tego doświadczyłam na warsztatach, co było nieocenioną pomocą na drodze nawrócenia. Ikona ryje we wnętrzu człowieka prawdziwe Oblicze Chrystusa i przemienia. To Oblicze ikoniczne, znane od tysięcy lat, nie jest już moją własną wizją, lecz uznanym i czczonym Świętym Obliczem. Jak tak wielkie sacrum może nie pochylać? Jeśli nie pochyla, nie uczy pokory, to znaczy, że nie jest prawdziwie ikoną.
Ikona jest drogą dla ludzi odważnych i bardzo mocno związanych z Bogiem. To droga dla tych, którzy chcą być bliżej Chrystusa. Nieocenione rekolekcje. (Magdalena Anna)
Na obszerniejszą fotorelację zapraszamy do naszej galerii na facebooku.
Kliknij na poniższe zdjęcie:
zdjęcia: Urszula Klimowicz